Rozdzial V
Na zamku wroclawskim od zgonu Henryka Brodatego niemalo sie razy panowie i dwory zmienialy. Coraz inaczej wygladalo to siedlisko gl'owne Piast'ow 'slaskich, kt'ore, cho'c od niego dzielnic wiele oderwano, zawsze sie za ich stolice uwazalo. Dobijali sie o'n z kolei potomkowie 'sw. Jadwigi[151] rozrodzeni, a w tych rozterkach[152] ksiazecych miasto samo i ludno's'c jego coraz wiekszego nabywalo znaczenia.
Wnuk zabitego pod Lignica, Henryk[153], teraz tu panujacy, wielkiego i niespokojnego byl ducha. Pragnal szerokich posiadlo'sci, a cho'c mu sie zagarna'c je[154] nie udawalo, nawet w walce z nieszcze'sliwym Rogatka, nie dawal sie zrazi'c i odstreczy'c niczym. Zaledwie sam z wiezienia uwolniony, kusil sie o chwytanie drugich; przegrawszy bitwe jedna, my'slal juz o tej, kt'ora mial ja powetowa'c[155].
Byl to maz na'owczas w sile wieku, jak wszyscy 'slascy Piastowicze zbudowany krzepko, zyciem rycerskim wzmocniony, wytrzymaly, zaciety. Pelen ambicji, marzyciel, po trosze poeta skladajacy milosne piosnki niemieckie, nic juz w sobie polskiego nie mial, a stosunkami pokrewie'nstwa i ducha siegal poza granice Polski, do Brandeburg'ow, do Czech, do cesarstwa.
Caly tez dw'or jego, opr'ocz malkontent'ow z Polski, kt'orzy zbiegali do'n, ofiarujac mu uslugi swoje, skladal sie przewaznie z Niemc'ow, Sas'ow, Szwab'ow i r'oznego plemienia przybled'ow. Str'oj, jezyk, zabawy podobnym go zupelnie czynily do dwor'ow innych niemieckich ksiazat, kt'orym ksiaze Henryk staral sie by'c podobnym.
Zona jego, c'orka Ottona brandeburskiego, wniosla tu z soba nieche'c do wszystkiego, co polskim bylo. Spiskowano jawnie prawie przeciwko tym wszystkim ksiazetom, kt'orzy do Krakowa i Sandomierza, Poznania i Kalisza prawa mieli.
Przemyslaw, tak samo jak inni, stal na zawadzie ksieciu Henrykowi. Nie bylo z nim jawnego rozbratu, lecz knowano potajemnie, jak sie to na'owczas wie's'c bylo zwyklo. Upatrywano sposobno'sci, aby mu dzielnicy uszczupli'c albo z niej wyrzuci'c zupelnie. Na reke wiec bylo ksieciu Henrykowi, gdy mu dnia jednego ochmistrz dworu jego Werner dal zna'c, iz z Polski przybyly ziemianin jaki's, powazny czlek, o posluchanie go prosil.
Byl to Zareba, kt'ory na dworze Przemyslawa miedzy Niemcami jezyka ich sie troche przyuczyl. Dla tej zemsty, kt'orej pragnal, got'ow byl teraz na wszystko. To, co tu widzial, moglo Zarebie da'c wielkie wyobrazenie o mozno'sci pana, pod kt'orego opieke chcial sie uciec.
Henryk r'ownie wspaniale zwykl byl wystepowa'c jak Przemyslaw. Dw'or jego cudzoziemski byl 'swietny i liczny, on sam pamietal o tym, ze byl wielkiego rodu. Zamek wroclawski, co sie nigdy wzia'c nie dawal, cho'c nieraz dokola palono przedmie'scia i miasto, ur'osl znacznie, mocnym byl i okazalym. Dawne budowy, po wiekszej cze'sci drewniane, ustapily murowanym. 'Sciany obwodowe wzmocniono basztami kraglymi; w po'srodku sale sklepione i ganki kryte pelne byly zawsze dworu licznego i wystepujacego z przepychem.
Dawnego jezyka krajowego nikt tu teraz nie poslyszal, duchowie'nstwo otaczajace ksiecia niezbyt liczne, rycerstwo, niewiasty ksieznej — wszystko niemieckie bylo. Wieczorami najulubie'nsza zabawa ksiecia sluchanie pie'sni milosnych i popisy z tymi, kt'ore sam ukladal. 'Swiat otaczajacy, p'olpolski, jeszcze miano za barbarzy'nski i dziki.
Chciwo's'c wladzy u ksiecia Henryka laczyla sie z niepomierna zadza zwiekszenia bogactw, kt'ore mu do niej droge usla'c mialy. Nie przebierajac w 'srodkach, gdy chcial skarbiec zasili'c, ksiaze, tak jak Rogatka, rzucal sie, na kogo m'ogl, szczeg'olniej na duchowie'nstwo, kt'ore, z d'obr wielkich nic nie oplacajac, ciagnelo dochody znaczne i mialo slawe zamozno'sci. Przywlaszczaniem sobie d'obr, dziesiecin, nakladaniem przymusowych danin na biskup'ow i kapituly, Henryk przyczynil sobie nieprzyjaci'ol w calym duchowie'nstwie. Sarkano, opierano sie, skarzono do Rzymu, lecz niewiele to pomagalo. Z biskupem Tomaszem wroclawskim rozpoczynala sie juz wojna otwarta. Na zamku wiec rzadko sie spotykalo duchownych, a ci, co tu go'scili, z biskupem i klasztorami zerwa'c musieli.
Zareba, kt'orego na zamek chetnie wpuszczono, oczekujac na posluchanie u ksiecia, mial czas sie przekona'c, ze tu juz 'sladu nie bylo dawnych obyczaj'ow, kt'ore sie w Poznaniu jeszcze zachowaly.
Ksiaze, kt'ory do'n wyszedl po domowemu, ale wytwornie odziany, w jedwabnych sukniach obszytych futrem kosztownym, majestatyczniejszym mu sie wydal nad Przemyslawa.
Na uklon odpowiedzial zaledwie, patrzac na przybylego z rodzajem szyderskiego politowania. Zapytal go naprz'od, kto byl. Zareba poczal od opowiadania pobytu swego na dworze Przemyslawa, pozyciu jego z zona, 'smierci jej i oburzeniu, jakie ona przeciwko niemu wywolala. Wspomnial o krzywdzie, jaka mu sie stala, a zako'nczyl tym, ze uslugi swe przeciw Przemyslawowi got'ow byl ksieciu ofiarowa'c.
— Nie wiesz przecie — odparl dumnie ksiaze Henryk — czym ja z nim, czy przeciw niemu.
— Wasza Milo's'c nie mozecie by'c z nim — odparl Zareba. — Na to wielkiego rozumu nie trzeba, aby sie domy'sle'c. Z prawa starsze'nstwa nalezy wam dziedzictwo tych ziem, kt'ore on trzyma; dlaczeg'oz by'scie go nie mieli osiagna'c? Przemyslawowi niechetni sa ziemianie, poda'c im tylko reke potrzeba.
'Slazak sluchal troche niedowierzajaco, siadl, podparl sie, wyciagnal, dajac m'owi'c przybylemu. Nie okazywal ani wstretu do tego, co mu prawil, ani zbytniego zajecia. Czlowiek — zdrajca budzil w nim nieche'c widoczna. Zareba rozgadal sie szeroko o swych powinowatych, o ziemianach jedno z nim majacym przekonanie, a na koniec rzekl, kuszac ksiecia Henryka:
— Wasza Milo's'c mozecie latwo dosta'c zamek kaliski, byle's reke wyciagnal. Znam Sedziwoja, kt'ory tam kasztelanem jest, iz z nim sie ulozy'c bedzie mozna.
Poslyszawszy to, Henryk okazal zywsze nieco zajecie. Rozpytywa'c zaczal o Sedziwoja. Odprawil Zarebe. Przywola'c go kazal raz drugi i Michno wyruszyl na owa do Kalisza wyprawe. Wr'ocil z niej z najlepszymi nadziejami, a wkr'otce potem i przyobiecany Sedziw'oj we Wroclawiu sie zjawil. Sam ksiaze potajemnie wi'odl z nim uklady. Przygotowania do opanowania grodu potrwaly kilka miesiecy.
W ko'ncu wrze'snia nastepnego roku, Przemyslaw znajdowal sie na zamku swym w Poznaniu. Zyl teraz dosy'c odosobniony od 'smierci Lukierdy, posepny, a ksiadz Teodoryk, kt'ory go zabawial, czytal mu, rozrywal, coraz byl w wiekszych laskach.
Na zamku wiele sie zmienilo. Ksiaze usilowal wspomnie'n dojmujacych zatrze'c 'slady. Izby, w kt'orych zbrodnia dokonana zostala, przerobiono zupelnie, oddano je na pomieszczenie dworu, a inne, wspanialsze, odnowione, gotowano dla przyszlej zony ksiecia, o kt'orej juz na'owczas m'owiono, iz ksiaze powinien sie o nia byl stara'c. Mlody, w sile wieku, aby nie znij's'c bezpotomnie, musial szuka'c towarzyszki. 'Swinka, lekajac sie, aby do swawoli nie wr'ocil, nalegal. I on, i ksiadz Teodoryk ciagle to ksiazeciu przypominali. Przemyslaw ociagal sie z jaka's zabobonna obawa.
Wie's'c o gwaltownej 'smierci Lukierdy tak byla rozpowszechniona, iz wielu odstreczala od niego. Po r'oznych dworach pr'obowano stara'c sie o ksiezniczki, kt'orych odmawiano. W ciagu kr'otkiego czasu krwawa przygoda urosla w legende, zmienila sie w pie's'n, kt'ora publicznie po kraju 'spiewano. Weszlo to bylo w wiare powszechna, iz ksiaze mord zony nakazal. W pie'sni zalosnej, kt'ora nucily niewiasty, Lukierda prosila meza, aby jej zycie darowal, by jej powr'oci'c do swoich, cho'c w jednym g'zle, boso pozwolil. Okrutny Przemyslaw skazywal ja na 'smier'c, a 'spiew, lzy wyciskajac, wzmagal nieche'c przeciwko niemu. Powtarzania tych pie'sni niepodobna bylo zakaza'c. Nucili ja po gospodach publicznych ge'slarze, niewiasty uczyly sie i roznosily. Wpredce rozpowszechnila sie tak, ze z teskna jej nuta nieraz dw'or ksiazecy w podr'ozach sie spotykal.
Chociaz na zamku komnaty, w kt'orych Lukierda zycie sko'nczyla, przebudowane byly i przez dw'or zajete, powiadano, ze nocami ukazywal sie tam cie'n zabitej w bialej sukni, z wlosami rozpuszczonymi, z glowa na piersi zwieszona, zalamanymi rekami, bladzacy po izbach i podw'orzu miedzy zamkiem a ko'sciolem. Sam ksiaze slyszal o tym i strach go ogarnial taki, iz w nocy wychyli'c sie sam wahal z komnaty. Duchowni doradzali pobozne dary i fundacje. Jakoz w miesiacu grudniu, zaraz po zgonie Lukierdy, Przemyslaw zalozyl i wyposazyl wsiami bogato klasztor dominikanek.
Nie uspokoilo go to jednak. W sumieniu swym cierpial. Ksiadz Teodoryk jako ostatnie lekarstwo ozenienie zalecal. Wzieto sie do przerabiania zamku, a slugi, kt'ore do morderstwa nalezaly, precz wyslano. Bertocha, dreczona zgryzotami, wkr'otce zapila sie i zmarla.
W poszukiwaniach nadaremnych zony dla ksiecia siegna'c musiano az do dalekiej Szwecji po c'orke Waldemara kr'ola, kt'ory w wojnie byl z bra'cmi, spowodowanej rozpusta i swawola. Mszczono sie na nim za uwiedziona siostre zony. Ksiezniczka Ryksa, c'orka Waldemara, latwa byla do pozyskania, bo nie miala wyposazenia, a ojciec, zagrozony straceniem z tronu, nie mial juz nawet stalej stolicy i po kraju sie blakal. M'owiono wiec o poselstwie do Szwecji, a Przemyslaw cho'c ulegl 'Swince i godzil sie na to, zwl'oczyl je i odkladal przez jaka's dziwna obawe.
Smutne bylo zycie na tym zamku, nad kt'orym jeszcze cie'n nieszcze'sliwej pani ulatywa'c sie zdawal. Ksiaze stad czesto sie wyrywal do Gniezna, w towarzystwie arcybiskupa jedyna znajdujac pocieche. Lowy go nie bawily, turnieje na zamku zaniedbane zostaly.
Jednego z chmurnych i smetnych wieczor'ow wrze'sniowych, o niezwyklej godzinie, gdy ksiaze sam z ksiedzem Teodorykiem w komorze swej odpoczywal, zjawil sie Tomislaw, dopraszajac posluchania. Zadanie to w porze sp'o'znionej zaniepokoilo Przemyslawa. Wpuszczony wojewoda byl blady i poruszony.
— Ze zla wie'scia przybywam — odezwal sie, nie oslaniajac i nie szczedzac ksiecia. — Sedziw'oj nas zdradzil, zamek kaliski zdal ksieciu Henrykowi wroclawskiemu.
Ksiaze stal chwile jak przybity.
— Sedziw'oj! Henryk! — poczal niewyra'znie. — Skad wie's'c?
— Miasto sie nie dalo opanowa'c, obroniono je pono — dodal Tomislaw. — Sa ludzie, co stamtad zbiegli.
Spojrzal na pana, kt'ory sie nie odzywal, okazujac tylko wzruszenie wielkie. Nagle Przemyslaw podni'osl glowe i zawolal glosem silnym:
— Ludzi zwola'c! Idziemy na Kalisz! Wszystkimi silami. Ja sam poprowadze!
Zabraklo mu tchu na chwile.
— Ani godziny nie tra'ccie! — dorzucil predko. — Natychmiast go'nc'ow sla'c na wszystkie strony! Idziemy jutro! Poszedlbym dzi's, gdyby mozna!
Tomislaw potwierdzil potrzebe predkiego dzialania. Wydawa'c zaczeto rozkazy natychmiast. Ksiaze budzil w sobie otuche, ale i w nim, i w wojewodzie nie bylo wielkiej nadziei odzyskania Kalisza.
Drugiego dnia juz dowiedziano sie, ze zamek byl silna opatrzony zaloga i do oblezenia spodziewanego przygotowany. Kleska ta miala tylko dobra strone, ze Przemyslawa z odretwienia wywiodla, zmusila do wojny, do zapomnienia, co mu na sercu lezalo. Gdy w kilka dni potem 'sciagniete sily pod wodza Tomislawa i samego ksiazecia na Kalisz szly, w twarzy Przemyslawa wida'c bylo goraczkowe walki pragnienie i zapal rycerski. Naglil, wydawal rozkazy, sam wszystkim sie chcial zajmowa'c.
Wojsko zebrane napredce, cho'c sie z najprzedniejszego rycerstwa skladalo, liczba szczuple bylo. Ksiaze wolal, ze got'ow wlasne da'c zycie, aby strate, kt'ora sobie przypisywal, odzyska'c. Nim dociagneli do Kalisza, Henryk mial czas w nim obwarowa'c sie do's'c silnie, okopa'c i lud'zmi napelni'c. Samo polozenie w'sr'od nizin blotnistych utrudnialo obleganie i zdobycie.
Przemyslaw opasal naprz'od twierdze dokola, zdalo sie, iz je'sli nie sila, to glodem wzia'c ja musi, gdyz 'Slazacy nie mieli wyj'scia nigdzie, a odsieczy rychlej nie mogli sie spodziewa'c. Lecz zaledwie namioty rozbito, a Tomislaw czas mial sie rozpatrze'c i rozslucha'c, przybyl do ksiecia smutny, prorokujac, ze leze'c przyjdzie dlugo, bo zamek byl najlepszym rycerstwem 'slaskim silnie bardzo osadzony.
— Czeka'c, sta'c, oblega'c nie my'sle! — przerwal mu ksiaze. — 'Slijcie do zamku z zapowiedzia, ze je'sli mi sie do trzech dni nie poddadza, szturmem wezme ich i nikogo nie puszcze z zyciem.
Wojewoda pr'obowal ulagodzi'c ksiecia, nie dopu'scil m'owi'c.
— Trzeciego dnia szturm przypuszcze, bodajbym sam w nim mial zgina'c! — powt'orzyl.
Wojewoda musial wyj's'c posluszny jego woli.
Wyslanych pod mury z wezwaniem Niemcy przyjeli 'smiechami. Uragali sie wolajac:
— Chod'zcie! We'zcie!
Ksiaze ledwie trzeciego dnia m'ogl cierpliwie doczeka'c i, mimo przedstawie'n wojewody, kazal na ranek gotowa'c sie do szturmu. Wszystkim on, opr'ocz niego, wydawal sie nadaremnym, lecz ksiaze m'owi'c o tym nie dawal i jak szalony sam pedzil do boju.
Jak dzie'n, rycerstwo, kt'ore sie w ko'ncu zapalem jego przejelo, posunelo sie pod zamek. Tomislaw i starszyzna najwieksza trudno's'c mieli Przemyslawa uratowa'c od niebezpiecze'nstwa, na jakie sie 'slepo narazal. Rzucal sie w najbardziej zagrozone miejsca, na strzaly i pociski, na stosy trup'ow, kt'ore wkr'otce cale zalegly podwale.
Niemcy, widzac, ze nie ujda z zyciem, bronili sie rozpaczliwie. Dzie'n caly bez przerwy ponawiano napady daremnie, Tomislaw blagal, ksiaze go nie sluchal. Co bylo najprzedniejszego rycerstwa, padlo w tej walce nier'ownej z klodami i kamieniami, nie z lud'zmi. Przemyslaw w potluczonej zbroi, ranny, rozpaczajacy, juz noca prawie ledwie sie dal odciagna'c od mur'ow. Niemal gwaltem porwano go stamtad oznajmujac, iz arcybiskup z Gniezna przybyl i w namiocie na'n czekal, powolujac go do siebie.
Byl to jedyny czlowiek, kt'orego glosu m'ogl ksiaze w tym stanie ducha uslucha'c. Poleglych rycerzy trupy, odparte szturmy, upokorzenie — odejmowaly mu przytomno's'c. Na p'ol umarly od tego b'olu, dal sie wie's'c bezsilny i nieszcze'sliwy. W namiocie oczekiwal na'n 'Swinka.
— Ojcze! — zawolal, ujrzawszy go, ksiaze. — Pomsta boza nade mna! Kaliski zamek, stryja mojego stolica, kt'ora otrzymalem w spu'sciznie, w rekach obcych! Kalisz! Rycerstwo moje najlepsze lezy trupem, a ja nie umarlem!
Arcybiskup przezegnal go.
— B'og tak chcial — rzekl spokojnie — kara to, pr'oba czy napomnienie, nie wiem, ale wyrok, kt'oremu sie podda'c potrzeba!
— Nie odstapie stad! Raczej zgine! — poczal Przemyslaw.
Arcybiskup reke mu polozyl na ramieniu.
— Pok'oj z toba! — rzekl. — Pok'oj z toba! Ja ci przynosze go, Henryk do mnie przyslal; Kalisz ci powr'oci za kawalek ziemi mniej cenny a jemu przylegly.
— Nigdy! — odparl ksiaze.
Arcybiskup na pr'ozno go skloni'c usilowal. Ksiaze nazajutrz nakazal szturm nowy.
— Nie mamy z kim go ponowi'c — odezwal sie przywolany wojewoda.
Wym'owki tej Przemyslaw slucha'c nie chcial, trwal przy swoim, burzyl sie i szalal. Arcybiskup nie odstepowal go, usilujac powolnie[156] przywie's'c do opamietania. Przypomnial mu, ze B'og, przeznaczajac go do pod'zwigniecia korony Chrobrego, przez ciezkie pr'oby i trudy wiedzie do tego celu. Naklanial, aby chciwemu Henrykowi dal ziemi kawalek dla odzyskania Kalisza i spokoju. Przemyslaw, nie ufajac juz przyszlo'sci, liczyl wszystkie nedze i zawody zywota swego.
— Cale moje zycie — m'owil — zmarnowalo sie w lamaniu z losem. Nie ufam juz w przyszlo's'c lepsza. Od mlodo'sci ciagiem jednym klesk i zawod'ow byla dola moja. Policzcie wiezienia, zdrady, domowe meki, bledy moje, zbrodnie, kt'ore na mnie wlozono! Nie jestem godzien korony, a zycie mi obmierzlo.
Trzeba go bylo jak dziecie pociesza'c, 'Swinka uzywal wszelkich 'srodk'ow.
— M'oj ksiaze — rzekl mu — i jam sie nie czul nigdy godnym tego arcykapla'nskiego dostoje'nstwa, kt'ore B'og wlozyl na mnie. Uspok'oj sie, a zachowaj dla przyszlo'sci! Henryk ci Kalisz powr'oci, posla'ncy jego i pelnomocnicy czekaja. Ja bede po'srednikiem.
Przemyslaw odpowiadal jednym, ze chce i's'c, walczy'c i zgina'c. Ledwie po dlugich usilowaniach udalo sie arcybiskupowi zmiekczy'c Przemyslawa, kt'ory w ko'ncu wszystko zdal na niego.
'Swinka pochlebial sobie, iz powaga swa skloni 'Slazak'ow do lagodniejszych warunk'ow, wystawujac im, jak niegodziwa zdrada opanowali gr'od, do kt'orego zadnego prawa nie mieli. 'Slascy pelnomocnicy wezwani do obozu przybyli dumni i zuchwali jak zwyciezcy, wcale niesklonni do ustepstw. Arcybiskupia powaga ludziom, kt'orzy swego pana co dzie'n z wladza duchowna widzieli w zatargach, nie czynila na nich wrazenia.
Werner, ulubieniec ksiecia, z g'ory o'swiadczyl, ze innych nie przyjmie warunk'ow, tylko ustepstwo Oloboku z przyleglym powiatem. Narzucal nadto Przemyslawowi obowiazek wystawienia tam twierdzy, kt'ora gotowa odda'c mial Henrykowi. Arcybiskup pr'ozno sie staral o zniesienie przynajmniej ostatniego warunku.
— Wystawcie sobie twierdze sami — rzekl. — Uczynicie ja, jaka chcecie.
— Na to my ani czasu, ni kosztu traci'c nie chcemy — odparl Werner. — W Kaliszu mamy zamczysko dobre, warowne, nie zamienim go, tylko na inne, kt'ore bedzie tego warte.
— W Kaliszu sie nie ostoicie! — m'owil 'Swinka.
— Kt'oz to wie? — odparl 'Slazak. — 'Slazak'ow jest nas sporo, znajdziemy pomoc w te'sciu naszym, Ottonie. Wy jej nie mozecie mie'c znikad. Zdobedziemy miasto, zawojujemy ziemie okoliczne.
— Jakimze prawem? Skad pow'od do napa'sci i wojny? — pytal 'Swinka.
— Wojna prawa nie pyta — rzekl Niemiec, uderzajac po mieczu dlonia — to prawo nasze!
Zostawiwszy ich w swym namiocie, gdzie, jako Niemc'ow slynacych z tego, ze pili dobrze, kazal hojnie przyjmowa'c, arcybiskup sam poszedl do Przemyslawa. Z tym szlo r'ownie trudno, jak ze 'Slazakami, bo o Oloboku i zamku slucha'c nie chcial. Niemcy sie przy swym trzymali i juz mieli odjezdza'c z niczym, gdy Tomislaw z rannymi rycerzami ocalonymi po wczorajszej walce wszedl do namiotu ksiecia. Rycerstwo ofiarowalo panu swemu przysiege, ze Olobok odzyszcze, aby go po'swiecil bez trwogi. Tomislaw, brat jego, starszyzna wszystka, calujac krzyze swych miecz'ow, skladali uroczyste zobowiazanie sie, cho'cby twierdza najsilniejsza byla, ze ja wraz z powiatem odbiora.
Nalegania, pro'sby, przysiegi na koniec ksiecia zlamaly. 'Swinka powstrzymal posl'ow i notariusz siadl zaraz spisywa'c umowe. 'Slazak, gdy do ko'nca ja doprowadzil, niezmiernie byl rad i nie umial ukry'c tego, bo pomimo przechwalek, zalodze w Kaliszu trudno sie bylo utrzyma'c, a mieli tu najdzielniejszych swych rycerzy, kt'orych na zgube naraza'c nie chcieli.
Gdy umowa spisana zostala, arcybiskup rzekl do Wernera:
— Powiedzcie panu waszemu ode mnie, iz 'zle nabyte mienie szcze'scia nie przynosi. Dodajcie i to, ze ja, glowa Ko'sciola ziemi tej, 'sle mu przestroge, aby prawa jego lepiej szanowal, gdyz ja nie poszanuje tez ksiazecej dostojno'sci.
'Slazak przyjal to lekcewazeniem.
— Przemawiacie za sprawa biskupa Tomasza — odezwal sie. — Ju'sci, duchowny jeden za drugim ujmowa'c sie musi, ale ja tego panu memu nie odniose. Wy wszyscy, panowie duchowni, trzymacie w skarbcach waszych wiecej niz wam potrzeba grosza, kt'orego nam braknie. 'Slecie go do Rzymu, a my darmo musiemy[157] w obronie waszej wojowa'c. Pan nasz bezboznikiem nie jest, ale gdy mu zlota na wojne potrzeba i do skarbca ko'scielnego siegnie.
— A Ko'sci'ol go wyklnie jak lupiezce! — zako'nczyl gwaltownie arcybiskup.
Werner i tym sie nie dal poruszy'c.
— Juz te czasy przeszly — rzekl — gdy ludzie od klatwy waszej umierali i gdy sie jej lekano. Znajdziemy sobie ksiezy, co nam msze beda odprawia'c mimo interdyktu[158].
Arcybiskup zbladl slyszac te zuchwale slowa.
— Nie wyzywajcie mnie — dodal gro'znie — abym wam nie okazal, ze anathema[159] z tronu obali'c moze!
Tak sie sko'nczyla ta rozmowa i poslowie odjechali, ksiecia nie widzac, kt'ory chory w namiocie lezal. Po owym szturmie nieszcze'sliwym reszta niedobitk'ow musiala w mie'scie i po namiotach spoczywa'c i goi'c rany, bo ani jeden z walczacych nie wyszedl bez nich, a wielu potluczonych i poklutych umieralo.
Przemyslaw nie chcial odciagna'c spod zamku, dop'oki on mu nie byl zwr'ocony. Chcial by'c 'swiadkiem, gdy wyciagnie zaloga i zaja'c gr'od dla siebie. Dow'odca Szwab, gdy odebral rozkaz wyj'scia z zamku, 'swietnie przybral swe rycerstwo, choragwie z orly czarnymi rozpu'sci'c kazal szeroko, na czele postawil trebacz'ow i kotly i tak z triumfem, a uraganiem wyszedl, krokiem powolnym przeciagajac kolo obozu polskiego, kt'orego zolnierze po namiotach sie pozamykali.
Zamek, gdy z niego ostatni ciura i w'oz ostatni wywl'okl sie za wrota, zostawujac je otworem, przedstawial obraz spustoszonego, jakby przez Tatar'ow, grodu, w kt'orym nie pozostalo nic, cokolwiek zabranym lub zniszczonym by'c moglo. Resztka zasob'ow po ksieciu Boleslawie, zapasy oreza, szat, zywno'sci, sprzet nawet 'Slazaki uwie'zli z soba lub porozbijali i popalili. Braklo tylko tego, by wychodzac, ogie'n podlozyli pod 'sciany. Drzwi z zawias powyrywane, polamane okiennice, powybijane blony, pobrukane umy'slnie 'sciany, porabane i popalone slupy, szczatki naczy'n potluczonych, kupy gnoju po komorach 'swiadczyly o zlo'sci ludzi, kt'orzy tu czas kr'otki przebyli. Nie oszczedzono ani kaplicy zamkowej, w kt'orej oltarz zostal nagi, bo z niej nawet krzyz srebrnymi blaszkami obity na wozy zabrano, ani zakrystii, z kt'orej szaty i bielizne wzieto, a skrzynie porabano w kawaly. Kilka koni zdechlych ze zdetymi brzuchami lezalo w dziedzi'ncu z miesem przez psy powyzeranym.
Gdy Tomislaw wjechal na ten zamek, kt'ory znal za lepszych czas'ow, rad byl, ze uprzedzil ksiecia i co rychlej go oczyszcza'c kazal, aby przynajmniej w tym stanie Przemyslaw go nie ogladal. Jadacy za nim ziemianie milczeli, a niekt'orym z nich z ust wyrywaly sie przekle'nstwa.
— Pom'scimy sie za to! — m'owili.
Nazajutrz dopiero zna'c dano ksieciu, iz m'ogl sie na gr'od przenie's'c. Wjechal z oczyma spuszczonymi, wprost udajac sie do kaplicy, kt'ora arcybiskup, z klasztoru sie sasiedniego zapozyczywszy, jako tako przybra'c kazal. Tu poklaklszy, uspokojony nieco, modlil sie dlugo.